wtorek, 24 lutego 2015

Nowy rok po raz drugi!

Niemal dwa miesiące temu w Wietnamie świętowaliśmy Nowy Rok a  w zeszłym tygodniu obchodziliśmy go po raz kolejny! Tyle tylko, że tym razem w chińskim wydaniu.




Nie wiem czy wiecie ale w Tajlandii żyje największa społeczność chińska na świecie - mam tu na myśli oczywiście mniejszości mieszkające poza Chinami. Za etnicznych Chińczyków uznaje się 14% obywateli podczas gdy 40% ma częściowo chińskie korzenie.  Nie jest to jednak mniejszość walcząca o swoje prawa, dążąca do autonomii czy wręcz oddzielenia się od macierzystego państwa jak to bywa w wielu innych krajach. Nic podobnego. Osoby pochodzenia chińskiego są niemal zupełnie zasymilowane, uważają się za Tajów, i choć nadal na wielu sklepach szyldy są po chińsku to to w tym języku niewiele kto tu już mówi.



W miejscowościach, gdzie istnieje duża społeczność pochodzenia chińskiego kultywowana jest tradycja, w tym obchodzone są najważniejsze święta. Do takich bez wątpienia należy  Chiński Nowy Rok. Ze względu na to, że jest on liczony z wykorzystaniem księżycowo-słonecznego kalendarza jego data zmienia się i w różnych latach przypada pomiędzy 21 stycznia a 20 lutego. Każdego roku zmienia się też chiński znak zodiaku, który go symbolizuje.  W tym roku jest to Kozioł a, że dodatkowo w astrologii chińskiej zwierzęciu towarzyszy jeden z żywiołów (który z kolei zmienia się co 12 lat) to właśnie rozpoczęliśmy rok drewnianego kozła. 




Obchody rozpoczęły się w wigilię nowego roku, która przypadła na 18.02. Niespodziewanie dla nas zapadła decyzja, żeby tego dnia zamknąć szkołę  i pozwolić wszystkim na swobodne świętowanie  - kolejny dzień wolny, których w Tajlandii mamy naprawdę sporo.  Niestety pierwszego dnia nowego roku czyli 19.02 już normalnie pracowaliśmy co uniemożliwiło nam zobaczenie obchodów w Bangkoku - niestety najciekawsze rzeczy działy się wieczorem a o 20.30 jest ostatni van, którym mogliśmy wrócić do domu. Jak to się jednak mówi, nie ma tego złego co by nie wyszło na dobre - zamiast do Bangkoku poszliśmy nad rzekę w naszej miejscowości. Jeśli chodzi o dekoracje to władze Chachoengsao przeszły same siebie - wyglądało to pięknie.  Wszędzie rozwieszone były czerwone lampiony, gdzieniegdzie przechadzały się futrzane smoki, a z jednej z głównych dekoracji zerkał na nas drewniany kozioł.



Ogromna większość Tajów ubrana była w tradycyjne czerwone chińskie stroje co dodatkowo powodowało, że wszystko to sprawiało naprawdę duże wrażenie. Jak to zwykle w Tajlandii przy tego typu uroczystościach było dużo pysznego jedzenia, jeszcze więcej  selfie (zgodnie z zasadą dzień bez selfie dniem straconym)  i tłumy, tłumy ludzi.


Podsumowując było super. Szkoda tylko trochę, że obchody trwały tylko dwa dni, na pocieszenie pozostaje jednak fakt, że  już za półtora miesiąca będziemy mieli.... kolejny nowy rok - tym razem tajski czyli Songkran :-) Poniżej jeszcze kilka zdjęć: